Makrobiotyka

powrót

Dietetyka

Japonia to nie tylko kraj kwitnącej wiśni, sake i samurajów, ale również życie w zgodzie z naturą i cyklami wyznaczanymi przez pory roku. Minimalizm i perfekcja, ale także praca z umysłem zen. Nietrudno zrozumieć, że na tak podatnym gruncie miała szansę rozwinąć się dietetyka skierowana na harmonię i równowagę ciała i umysłu, czyli makrobiotyka.
rejuvi cosmetics
Makrobiotyka© tashfoto - Fotolia

Wielkie życie

Makrobiotyka (ang. macrobiotics, czyli macro bios) to termin ukuty przez ojca medycyny Hipokratesa i oznacza „wielkie życie”. W makrobiotyce wychodzi się z założenia, że w każdej części wszechświata można zobaczyć cały wszechświat, w każdej części ciała zawiera się cały obraz ciała. Ciało ma wpływ na umysł, ale również umysł wpływa na ciało. Co więcej, w świecie panuje nieodmiennie zasada jin i jang, dwóch opozycyjnych sił, z których każda zawiera w sobie zalążek tej drugiej. Ta pozorna dychotomia odpowiedzialna jest za dynamikę, jedno bowiem przechodzi w drugie, ale również, paradoksalnie, powoduje równowagę, do której dąży świat, a także nasze ciało.

„W naszym analitycznym zachodnim myśleniu dzielimy ciało fragmentarycznie. Jeśli mamy wypryski, idziemy do dermatologa, a przecież chora skóra odzwierciedla stan naszego wnętrza. Jeśli boli nas głowa, sięgamy po tabletkę, zamiast szukać przyczyn bólu. Choroba zaczyna się od zmęczenia. Potem następuje stagnacja: organizm jest niedotleniony, odczuwamy bóle głowy, mięśni, jelit. Jeśli ciało jest zablokowane, również umysł odchodzi od stanu równowagi. Zaczynamy narzekać. Wszystko negujemy, nie potrafimy się skoncentrować ani jasno myśleć” – mówi założyciel i dyrektor Kushi Institute w Amsterdamie, Adelbert Nelissen. Makrobiotyka to podejście holistyczne, dlatego patrzy na człowieka jako całość. Jeśli śpimy dobrze, a przy tym nie za długo, mamy dobry apetyt, ale nie przejadamy się, mamy pogodne nastawienie i radość życia, to z punktu widzenia makrobiotyki jesteśmy okazem zdrowia. Z drugiej strony, aby zostać takim makrobiotycznym rydzem, należy również o siebie zadbać. Nelissen wyjaśnia: „Podejście makrobiotyczne zakłada nierozdzielność ciała i umysłu. Jeśli chcemy poprawić samopoczucie, stan ducha, musimy zająć się ciałem. Wstawać wcześnie, gimnastykować się, głęboko oddychać, a przede wszystkim dobrze się odżywiać. Wiele osób jest jak jabłko psujące się od środka: kosmetykami i skalpelem upiększają ciało, które psuje się od środka”.

Makrobiotyczna filozofia zawiera się w kilku ważnych wskazówkach: jemy z umiarem (makrobiotyka to „wielkie życie”, a nie „wielkie żarcie”), nie jemy późno, wstajemy z kurami, dbamy o to, by na talerzu znalazły się produkty zbalansowane, pełnowartościowe i najlepiej pochodzące z upraw ekologicznych (zgodnie z ideą, że to, co jesz, wpływa na stan zdrowia – bo jak środki ochrony roślin, siarczany i pestycydy wpływają na zdrowie, można się domyślać), dbamy o otoczenie, w jakim spożywamy posiłki, i o to, by jeść ze spokojnym umysłem, nieśpiesznie, delektując się strawą i niczym pogrążony w medytacji mistrz zen (lub krowa) przeżuwamy każdy kęs co najmniej 30 razy. Jeśli do kogoś to „TAO krowie” nie przemawia, to może względy naukowe – żucie jest ważne, zwłaszcza w przypadku diety roślinnej, gdyż zawarty w ślinie enzym amylaza zapoczątkowuje proces rozkładu skrobi już w jamie ustnej. Dodatkowo jeden ze składników śliny – lizozym – jest silnym antybiotykiem, tak więc ślina zyskuje właściwości odkażające, co może neutralizować nieświeży posiłek. Dalej: jemy tylko pełne produkty (wszystko, co przetworzone, jest niezdrowe), zgodne z sezonem (może i truskawki są czerwone zimą, ale za to smakują jak papier) i pochodzące z naszej strefy klimatycznej (ma to związek z równowagą jin i jang w przyrodzie: kiedy upalne lato – jang – wówczas szukamy produktów orzeźwiających – jin, np. truskawek, żeby się schłodzić, a zimą odwrotnie). Jeśli komuś taka filozofia nie odpowiada, to można na to popatrzeć praktycznie: ile pestycydów, środków ochrony roślin, sztucznych nawozów potrzeba, aby taka truskawka mogła pojawić się w supermarkecie? Mnóstwo. A potem całe to „bogactwo” witamin trafia na nasze talerze i do żołądka. Brrr!

Jesteśmy tym, co zjadamy

Najprościej rzecz ujmując, dieta makrobiotyczna ma doprowadzić ciało do równowagi poprzez odżywianie najlepszymi dla jego potrzeb produktami. W makrobiotyce odrzuca się produkty zarówno skrajnie jang, tj. mięso, twarde słone sery, jaja, jak i skrajnie jin, tj. cukier, słodziki, owoce cytrusowe, ostre przyprawy, lody, alkohol i kawę. Co więcej, jeśli spożywamy pożywienie, które zaburza harmonię ciała, tj. kiedy w afekcie sięgniemy po mięso, jaja lub twardy ser, wówczas pojawia się zachcianka na kawę, alkohol, cukier, lody itd., aby wyrównać zaburzony balans. Obiadki z cyklu „u cioci na imieninach” doskonale wpisują się w ten obraz.

więcej w Cabines nr 58

Xenia Chudy
publikacje Cabines 58
do góry | powrót