Prawda czy nowa, lepsza prawda?

powrót

Felieton

Przed oczami staje mi "nowa" twarz malarki-plastyczki oraz setek podobnie załatwionych kobiet, które (zbiorowo i pojedynczo) zaczęły ostatnio opowiadać o swoich przygodach w „klinikach piękności“.
Muzyka relaksacyjna bez opłat ZAiKS

Środa (wrześniowa)

Wszechobecny dyktat młodości zaczyna dotykać znane osoby także w Polsce. Głębokie liftingi, peelingi i inne upiększające -ingi to już nie tylko opowieści z dalekiego Hollywoodu. Operacje plastyczne Catheriny Zeta- Jones i usunięte żebra Cher nie wzbudzają tylu emocji, co naciągnięte twarze naszych gwiazd i gwiazdeczek. Ale też trzeba przyznać, że polskie osobowości zaczynają o swoich wyścigach z czasem opowiadać bez skrępowania. Ciągle jednak są to pierwsze zwiastuny głębokich zmian. Jak głębokich, wiedzą tylko popularni warszawscy chirurdzy plastyczni.

Czwartek (ciągle wrzesień)

Temat, który dał mi wczoraj do myślenia, dziś wyziera z gazetowych okładek i ekranów komercyjnych telewizji. Głębokie sznyty przy uchu, zgrubienia na nosie, niepokojące bruzdy na policzkach - to wszystko światu pokazała malarka Hanna Bakuła. Niestety, te nierówności i mankamenty nie powstały na płótnie w przytulnym atelier malarki, tylko na jej własnej twarzy.

Z całą jasnością dowiedzieliśmy się też, że nie jest to część artystycznego happeningu czy zamysłu (do czego w sumie miałby taki zamysł prowadzić?), ale wyjątkowe partactwo znanego warszawskiego chirurga plastycznego. Ten tytuł nadano mu zresztą - zdaje się - mocno na wyrost.

Piątek (bez przerwy wrzesień)

No jasne, że na wyrost! Tylko skąd ja to wiedziałam? Proroctwo jakieś czy co? Z określenia znany warszawski chirurg plastyczny można obecnie zostawić jedynie słowo znany. Ani on warszawski (bo patroszy swoje ofiary pod Warszawą), ani chirurg (bo takiej roboty powstydziłby się nawet student IV roku medycyny), a już na pewno nie plastyczny (choć bywali artyści plastycy, którzy w bardziej drastyczny sposób zniekształcali swoje dzieła). Za to bohater zamieszania z twarzą Hanny Bakuły (czy już można mówić o bakulagate?) znany jest już w całym kraju. Wydaje mi się jednak, że nie o taki rodzaj sławy „doktorowi“ chodziło.

więcej w Cabines nr 1

Aleksandra Zając
publikacje Cabines 1
do góry | powrót