Cabines 85grudzień 2016 - styczeń 2017
Czy dzisiejsza czterdziestka to nowa trzydziestka?
powrótWokół kosmetyki
Mówi się, że dzisiejsza czterdziestka to nowa trzydziestka, bo kobiety w wieku – jak to się dawniej ładnie mówiło – balzakowskim są dziś tak zadbane, że wyglądają tak samo dobrze (albo nawet lepiej) jak kobiety trzydziestoletnie kilkadziesiąt lat temu. Oczywiście dotyczy to również pięćdziesięcio-, sześćdziesięcio- i siedemdziesięciolatek, ale potraktuję czterdziestolatki jako grupę reprezentatywną i z racji wieku – szczególnie mi bliską.
Moje obserwacje zdają się potwierdzać to powszechne przetasowanie metrykalne. Mam wiele znajomych w wieku około czterdziestu lat i większość z nich nosi się i wygląda jak kobiety o wiele młodsze. Ubierają się w tych samych sklepach co dwudziestolatki, noszą „niepoważne” fryzury, nawet czas spędzają podobnie. Kiedy oglądam fotografie z połowy ubiegłego wieku, uderza mnie to, jak poważnie i dorośle wyglądali wcześni trzydziestolatkowie, a osoby starsze o dziesięć lat były już ustabilizowane życiowo i szanowane przez otoczenie.
Na drugim biegunie tej przedłużonej młodzieńczości jest jednak tzw. dzidzia piernik, czyli kobieta, która w swoim dążeniu do zachowania wyglądu kogoś młodszego popadła w śmieszność. Gdzie leży granica między tymi dwiema skrajnościami? I czy ona jeszcze w ogóle istnieje?
Dawniej o wiele większą wagę przywiązywano do tego, co „wypada” i co „nie wypada” kobietom „w pewnym wieku”. Dotyczyło to stroju, makijażu, fryzury. Po zamążpójściu kobiety często ścinały długie włosy i wkładały gospodarskie fartuchy. Dzisiaj nikogo nie dziwi czterdziestolatka w spódniczce mini i ekstrawagancko umalowana, i to niezależnie od jej stanu cywilnego. Ba, mężatki z dwudziesto-, trzydziesto-, czterdziestoletnim stażem, które mimo nawału obowiązków domowych potrafią o siebie zadbać i zawsze zachwycają modnym wyglądem, wzbudzają powszechny podziw. Nikt nie nazywa ich „dzidziami piernikami”, tak samo jak nikt tak nie nazywa moich znajomych, które na wyprzedażach nikną w tłumie dwudziestolatek.
Tak samo jest z wyglądem skóry. Z jednej strony mamy więcej czynników, które przyspieszają starzenie, z drugiej – lepsze odżywianie, lepsze kosmetyki i większą świadomość. Kobiety dbają o siebie i mimo że mamy plagę otyłości, wiele z nich zachowuje szczupłą sylwetkę, która również decyduje o tym, że wyglądają młodo. Często spotykam się z tym, że kobiety trzydziestoparoletnie oceniane są na dużo młodsze. I mam na myśli kobiety tak zwane normalne, wcale nie gwiazdy i celebrytki, o których operacjach plastycznych, zabiegach, pompowaniu skóry, ust i piersi krążą legendy.
więcej w Cabines nr 75
Dorota Bury
Moje obserwacje zdają się potwierdzać to powszechne przetasowanie metrykalne. Mam wiele znajomych w wieku około czterdziestu lat i większość z nich nosi się i wygląda jak kobiety o wiele młodsze. Ubierają się w tych samych sklepach co dwudziestolatki, noszą „niepoważne” fryzury, nawet czas spędzają podobnie. Kiedy oglądam fotografie z połowy ubiegłego wieku, uderza mnie to, jak poważnie i dorośle wyglądali wcześni trzydziestolatkowie, a osoby starsze o dziesięć lat były już ustabilizowane życiowo i szanowane przez otoczenie.
Na drugim biegunie tej przedłużonej młodzieńczości jest jednak tzw. dzidzia piernik, czyli kobieta, która w swoim dążeniu do zachowania wyglądu kogoś młodszego popadła w śmieszność. Gdzie leży granica między tymi dwiema skrajnościami? I czy ona jeszcze w ogóle istnieje?
Dawniej o wiele większą wagę przywiązywano do tego, co „wypada” i co „nie wypada” kobietom „w pewnym wieku”. Dotyczyło to stroju, makijażu, fryzury. Po zamążpójściu kobiety często ścinały długie włosy i wkładały gospodarskie fartuchy. Dzisiaj nikogo nie dziwi czterdziestolatka w spódniczce mini i ekstrawagancko umalowana, i to niezależnie od jej stanu cywilnego. Ba, mężatki z dwudziesto-, trzydziesto-, czterdziestoletnim stażem, które mimo nawału obowiązków domowych potrafią o siebie zadbać i zawsze zachwycają modnym wyglądem, wzbudzają powszechny podziw. Nikt nie nazywa ich „dzidziami piernikami”, tak samo jak nikt tak nie nazywa moich znajomych, które na wyprzedażach nikną w tłumie dwudziestolatek.
Tak samo jest z wyglądem skóry. Z jednej strony mamy więcej czynników, które przyspieszają starzenie, z drugiej – lepsze odżywianie, lepsze kosmetyki i większą świadomość. Kobiety dbają o siebie i mimo że mamy plagę otyłości, wiele z nich zachowuje szczupłą sylwetkę, która również decyduje o tym, że wyglądają młodo. Często spotykam się z tym, że kobiety trzydziestoparoletnie oceniane są na dużo młodsze. I mam na myśli kobiety tak zwane normalne, wcale nie gwiazdy i celebrytki, o których operacjach plastycznych, zabiegach, pompowaniu skóry, ust i piersi krążą legendy.
więcej w Cabines nr 75
